SUBIEKTYWNIE O RATOWNICTWIE KPT. PYCZ-PYCZEWSKI

0
455

S.O S.  
… — …   Save Our Souls! 

I WSZYSTKO JASNE !

Przez całe wieki trzy okrzyki podrywały do
pracy załogi żaglowców, tych dojrzałych, upartych mężczyzn i młodych
przystojnych, zdrowych chłopców, którzy w pogoni za złotem,  przygodą, kobietami i sławą opuszczali
rodzinne strony, aby pod hasłami wiernej służby Bogu, Królowi czy Banderze
uciekać od lądowych kłopotów, swoich swarliwych kobiet, pazernych rodzin i
złych sąsiadów. Czasami przed ręką sprawiedliwości.

Te okrzyki to:”GO”, ”ALL HANDS  ON DECK” i ”MAN OVERBOARD”- „NAPRZÓD”, „WSZYSTKIE RĘCE NA POKŁAD” i „CZŁOWIEK ZA BURTĄ”

Minęły stulecia, Zniknęły drewniane
kadłuby, zniknęli ludzie z żelaza, którzy na nich pływali. Ręce na pokładzie
zastąpiły roboty i komputery, nieporozumienia sąsiedzkie rozwiązują rakiety
woda–woda, tylko facetów  którzy wypadli
za burtę ratuje się w podobny z grubsza -sposób. Jak przed wiekami!

O CZYM NIE PRZECZYTACIE W TYM ARTYKULE

Pisząc o ratownictwie i ratowaniu NIE przytoczę
żadnych przepisów, paragrafów, zakresów obowiązków, kar za zaniechania, MPZZM,
instrukcji regatowych, planów wacht i alarmów na pokładzie, sposobów wzywania
pomocy wykorzystując radio, organizowania poszukiwań delikwenta w grupie.

   Nie będę wspominał o wyrafinowanych,
nowoczesnych środkach indywidualnego zabezpieczenia załoganta, o pneumatycznych
tyczkach, znacznikach radarowych czy EPIRB-ach.  Co nie znaczy, że nie doceniam ich wartości.
Wprost przeciwnie! Ale ten skromny artykuł nie jest podręcznikiem ratownictwa
jachtowego, ani prowokacją do dyskusji, tylko o tym, jak JA UCZĘ manewru
„człowiek za burtą” przy wykorzystaniu podstawowego wyposażenia, które POWINNO
być na jachcie ,z wykorzystaniem w pierwszym rzędzie  WIATRU, który jest składową naturalnego środowiska, w którym działamy.

NIE BĘDĘ 
UCZYŁ i na pewno NIE BĘDĘ KOMENTOWAŁ rozlicznych manewrów jachtem
podnoszącym ratowanego z wody przy niezłej widoczności, małej fali i
niewielkiej sile wiatru. Wykonujecie je Państwo poprawnie, w rożnych odmianach
tak, jak uczyli ich nauczyciele i  
instruktorzy żeglarstwa  na
licznych, udanych jak sądzę -kursach. Oni za to biorą pieniądze. I oni za
efekty nauki- ODPOWIADAJĄ

Postaram się manewr poszukiwania, podejścia
i podniesienia ratowanego przy niekorzystnych warunkach meteorologicznych, przedstawić
w sposób prosty. Tak, jak go ROZUMIEM, jak go UCZYŁEM  i 
SKUTECZNIE – mam nadzieję – UŻYŁBYM  po raz kolejny!

I DLACZEGO TAK  A NIE INACZEJ.

A  jeśli
po przeczytaniu tego artykułu u  DC (Drogi
Czytelnik) wywołam uśmiech na twarzy i błysk zrozumienia w oku, będzie to dla
mnie największą nagrodą, tak, jak jest nią możliwość napisania tego dla  Państwa, DC, w tym miejscu.

Z zawodu jestem lekarzem medycyny, przed ponad półwieczem byłem rybakiem
łodziowym, a z racji zainteresowań zawodowych- tj torakochirurgii i
anestezjologii którym poświęciłem spory kawałek życia oraz żeglarstwu,
jachtingowi, uczeniu żeglowania i
bezpiecznych zachowań na morzu-stałem
się samozwańczym, takim jakby antropologiem ratownictwa jachtowego. A że
każdy chce być KIMŚ, więc wybaczcie staremu. I niech tak zostanie.

POCZĄTKI RATOWNICTWA – MOŻE  TAK BYŁO…..

Historia tych działań ma początek u zarania
wieków. Jak DOBRY PAN w swej szczodrobliwości
pozwolił ludziom zejść z drzew na ziemię, decyzja ta  zastała niektórych z naszych dawnych przodków
– na drzewach stojących nad wodą. Kto zlazł, ten zlazł.
Byli tez niezgrabiasze, wpadali do wody.
Współplemieńcy  wyciągali ich z wody,
ratowali. Ale nie było to podyktowane altruizmem, o, nie. W tamtych to czasach [jak w PRL-u] był permanentny „niedobór
białka” i instynkt nakazywał,
że nie wolno pozwolić, aby się zmarnował taki duży, zdrowy kawałek mięsa! A że zbiegło się to z „odkryciem” ognia, ludzkość
wykonała następny, ważny krok na drodze swojego rozwoju. Wynaleziono pieczeń! A na marginesie , to pierwszy z przodków,
który do pieczonego ziomka dodał soli, czosnku i lubczyku, zasługuje na miano
Ojca Gastronomii. Potem ratowano dla jasyru, dla okupów, dla
chęci zaspakajania żądz i zachcianek, a z czasem dla samej przyjemności
wyciągania kogoś z wody. Uratowany mógł 
zostać niewolnikiem, mógł powiększyć załogę . Mógł wejść do rodziny! [
Nie policzono, ile wspaniałych, posażnych, a ciekawych życia i szpetnych
dziewczyn znalazło ukojenie w ramionach wdzięcznych rozbitków! A po niewielu
latach takich „mariaży” ileż wspaniałych odkryć geograficznych dokonali
uciekinierzy od rodzinnych pieleszy! Mamy tez i my, herosy nadwiślańskie, spore
sukcesy na tym polu. Warto by o tym napisać…]
Doszły z czasem nakazy religii i  zakazy panujących . I nagle okazało się, że
ratowanie rozbitków, w ogóle ratowanie ludzi z wody jest cool!
Tak
jest do dzisiaj, bo TAK TRZEBA!

PRZYGOTOWANIE JACHTU I ZAŁOGI DO NAUKI
MANEWRU!
Należy przygotować „manekin”, z którym
będziemy ćwiczyć. To może być, na początek pas ratunkowy typu STOGI, najlepiej
dwa, stare, obciążone 10 kg odważnikiem.To pomoże bardzo w ćwiczeniach! A może wykonać
manekin o nośności  10kp- 100N dla kilka
ćwiczących załóg.
Należy sprawdzić, czy załoga ma kamizelki
rat .z uchem/ zaczepem do life liny, albo przynajmniej szelki z taka lina
[smyczą] .Trzeba je założyć. Przyda się safety line , rozpięta od dzioby do
rufy po obu burtach, dająca bezpieczną swobodę poruszania się załogantów po
jachcie przy większej fali. I oczywiście chroni przed zgubieniem!
Trzeba
zrobić porządek z tymi linami w kokpicie. Należy sprawdzić, czy liny w kokpicie są
rozsądnie ułożone, niesplątane, nie „klarowane” na stale, czy sternik, jeśli zostanie w kokpicie sam ŁATWO będzie
mógł nimi pracować? Sprawdzić, jak DALEKO sternik musi sięgać po PODKOWĘ
ratunkową z pławką czy KAMIZELKĘ ratunkową „człowiek za burtą”[np.
SECUMAR 17], po pas, po tyczkę  [
POWINNY  BYĆ DWIE] znakującą miejsce
wypadnięcia  ,- aby rzucić ratowanemu,
jak najszybciej, póki go widzimy? Czy pod ręką dla ćwiczeń manewru w nocy- co
przecież konieczne- są znaczniki świetlne „magic light” [ radzę pomarańczowe], no i białe
rakiety „Nico signal” ?
A sternik co? 
Przeważnie musi sięgać ZA DALEKO, a pławek, tyczek i innych elementów
wyposażenia przydatnych w akcji NIE MOŻNA UWOLNIĆ jedną ręką. ! Jeśli są!
Wszyscy
wiedzą jak być powinno, niektórzy 
zapominają, co się zdarza, a jeszcze inni lekceważą, co jest naganne.
Czy potrafimy [ a dawno NIE PRÓBOWALIŚMY ]
wykonać POPRAWNIE zwrotu przez rufę? Piszę nie bez kozery „POPRAWNIE”, bo
często zwroty wykonuje się przy trzasku bomów o wanty, źle po zwrocie steruje, a
zachowanie załogi sprawia wrażenie 
nieskoordynowanego.
Wszyscy pływają półwiatrem, ale nie wszyscy
„półwiatrem” pływają.!
To proszę poćwiczyć, sternik powinien na
policzku poczuć zmianę kierunku i natężenia wiatru, więc proszę powtórzcie manewr kilka razy.

KOMENDY. 
JAKIE ?  I JAK ICH UŻYWAĆ !

Ja w czasie nauki, ćwiczenia poszukiwania
„zgubionego” NIE 
UŻYWAM  określenia „człowiek za
burtą” Taki okrzyk,  używany
wielokrotnie, przez lata do ćwiczeń manewru „człowiek za burtą”  powszednieje, a osłuchany, kojarzony często
z  niezbyt udanym podejściem do
„ratowanego” pasa czy koła wydłuża szybkość reakcji i stępia czujność. Nie
pobudza a leniwi.
Prawidłowa kolejność komend podczas ćwiczeń
manewru  wg mnie POWINNA BYĆ TAKA: Dla rzucenia „pozoranta”: „KOŁO/PAS RZUĆ”, ”PAS PRECZ”, „MANEKIN PRECZ/
RZUĆ”. Dla rozpoczęcia  nauczanej akcji ratowania, „KOŁO ZA BURTĄ, PAS w MORZU” ”MANEKIN ZA
BURTĄ”. Pierwsza komenda jest rozkazem  WYKONANIA 
czynności, -druga 
to  INFORMACJA -OSTRZEŻENIE  o obiekcie, z NAKAZEM  rozpoczęcia ćwiczonych manewrów ratowania.
Komendy MOGĄ BYĆ  INNE, BYLE ZDECYDOWANE, JASNE-KRÓTKIE I Z
SENSEM.
Szanowny DC, przeczytaj, przyznasz mi rację: okrzyk : ”CZŁOWIEK ZA BURTĄ” ZNACZY ŻE ZA
BURTĄ JEST ŻYWY CZŁOWIEK I MA ZAWSZE ZNACZYĆ TYLKO TO!   
TO okrzyk
pełen GROZY, TRWOGI, czasem BEZSILNOŚCI,
TO WOŁANIE O POMOC.
O pomoc wszystkich, którzy usłyszą, a w
naszym przypadku- załogę  Nieważne, dwóch
czy dziewięciu, WSZYSCY BIORĄ UDZIAŁ w akcji ratowania…

MATEMATYKA
– OKRUTNA I PROSTA

Jacht
płynący z prędkością 1 węzła [kn] przepływa w 1 sek o,5m .To znaczy, że jacht
odległość1Mm, w przybliżeniu,-1800m 
przepływa w 3600 sek. Przy 4
węzłach/ kn—1800m x 4 = 7200m, a w rzeczywistości prawie  7500m!
[1 Mm- 1852m ]w 3600 sek. W JEDNEJ SEK. 2 m !
Jeżeli po 10 sek od zgubienia człowieka podniesiemy
alarm, jacht przepłynie w tym czasie ponad 20 m!

MAŁO?
W nocy, przy świeżym, szkwalistym wietrze, przy stanie morza 2- 3 [ fala wysoka
od 025  do 1,25 m.] . Mało? A przy stanie
morza 3 i wietrze w porywach do 7 !? Przy pełnym zachmurzeniu , w nocy , trudno
zobaczyć głowę tonącego.

TERAZ UWAGA!

Akapit od „ MATEMATYKA..OKRUTNA” do „ głowę tonącego” wykształcony Rodak czyta
cicho w ciągu 35-45 s. Chwilka, prawda? W tym czasie jacht płynący w podanych
wyżej warunkach z założona prędkością ODPŁYWA od zguby 75- 90 m.! Z tej
odległości na bieżni niedokładnie widać kolor koszulki sprintera. W dzień!  Statystycznie ludzie wypadają za burtę przy
zlej pogodzie [ silny, szkwalisty wiatr, znaczny rozkołys, stroma fala, noc.]
A my- szukamy w nocy, załogant
wypadając  nie miał na sobie kamizelki ze
sprawnym światełkiem. [Bo kto nosi kamizelki poza tym towarzystwem pałętającym
się po Bałtyku i Morzu Północnym, kolesiami Kulińskiego i tym całym siwowłosym,
nudziarskim „kapitaństwem’ a jak nosi to kto sprawdza baterie! Kiedy była
wymiana?] Już go z tej odległości NIE 
ZOBACZYMY! W momencie stwierdzenia, że CZŁOWIEK WYPADŁ, należy WYKONAĆ
TAKI MANEWR który pozwoli, oczywiście w przybliżeniu- WRÓCIĆ NA MIEJSCE
WYPADKU!

 Jeszcze NIE SZUKAĆ a WRÓCIĆ!

Trudno sobie wyobrazić, DC,………..
odszukanie w założonych warunkach zguby przy pomocy  nagłych zwrotów przez sztagi [ fala odrzuca
dziób o kilkadziesiąt stopni ! ], oraz tzw . ósemek sztagowych [szalenie inspirujący
zwrot „ratunkowy”- zajmuje załodze sporo czasu i jest ulubionym ,popisowym
zwrotem wykonywanym dla zaimponowania świeżutkim, niepoderwanym jeszcze
adeptkom jachtingu . Ach, ci Instruktorzy!!!]. Czy stawania w dryf, NIE ZNAJĄC
położenia zguby, nie mamy punktu odniesienia i – niestety- jest ciemno. ……. A
my sami POZBYWAMY SIĘ  możliwości
manewrowania. To ogromny błąd. W ciągu CAŁEJ AKCJI ratowania NIE WOLNO dopuścić do
sytuacji, w której jacht traci
sterowność, lub stoi w miejscu. Uczę, że jacht staje w dryfie w momencie
podnoszenia tonącego a nie jego poszukiwania.

CO ROBIĆ ?

 c.d.n.

 


Komentarze