… dużo więc w tym wielkim, Spokojnym Oceanie ruchu, energii, witalności. Ryby skaczą i latają, ptaki nurkują, a plankton w nocy przyświeca.
Sam ocean też wygląda inaczej. Początkowo na bezwietrznym odcinku do Galapagos nie tylko brakowało tworzonej przez słaby i umiarkowany wiatr niewielkiej fali czy łuski na wodzie. Takiej jak na Niegocinie, która zaraz znika gdy ucichnie wiatr. Brakowało też tego (wydawało mi się) wiecznego ruchu wody góra-dół, oddechu oceanu, który tak widoczny jest na Atlantyku. Trzeba była bardzo uważnie się przyglądać by zauważyć bardzo delikatny puls morza. Jakby spało.
6058_img6490.webp
Na Oceanie Atlantyckim też praktycznie cały czas jest długa typowo oceaniczna fala, która często na Pacyfiku zanikała. Przypominał wtedy często Bałtyk z jego krótką, raczej stromą falą. Pasat wiał mocno z południa, często takie SSE. Dlatego większość drogi od Galapagos żeglowałem w okolicach półwiatru i niestety z boczną falą. Falą oczywiście inteligentnie złośliwą. Zdarzało jej się chlapnąć do kokpitu 1-2 razy dziennie, ale zawsze wtedy, gdy ja tam byłem. Dopiero ostatnie niecałe 3 tygodnie to jazda z wiatrem od tyłu, raczej z baksztagu, ale dało się jechać na motyla. To poprawiło i tempo żeglugi i warunki życiowe.
Za to pierwszy odcinek, mniej więcej na wysokość Galapagos był naprawdę ciężki zarówno fizycznie jak i psychicznie. Bardzo wysoka temperatura, ponad 370C w cieniu, duża wilgotność, brak chłodzącej bryzy, bardzo słaby, zmienny wiatr lub jego brak, konieczność wiosłowania w pełnym słońcu. A przede wszystkim szalone prądy. Tam naprawdę można się kręcić w kółko i nie dziwie się, że niektórzy te mniej więcej 900 mil robili w ponad miesiąc. Ja czasem po całym dniu walki o to by choć kilka mil płynąć w dobrą stronę, traciłem wszystko w ciągu 1 godziny. Śniły mi się koszmary, że gdy śpię przeciwny prąd jeszcze się nasila, a wiatr delikatnie odkręca i powolutku (aby mnie nie budzić) się wzmaga, fok pracuje na wstecznym, a ja dryfuje kursem przeciwnym do zamierzonego z prędkością 3 kt. Aby temu zapobiegać budzik nastawiany był w nocy co 1h, a czasem nawet co pół. Dziwne to uczucie gdy na twarzy pojawia się „banan” ponieważ, widzę, że na logu pojawia się 1 z przodu.
Etap ten był taki jak podejrzewałem, czyli głównie niespieszny i zbyt ciepły. Ale za to dotarłem do miejsca które mnie absolutnie oczarowało. Na mojej liście „The Best of Tropiki” to zdecydowanie jest na pierwszym miejscu i dystansuje mocno konkurencje. Gdybym lubił tropiki to tu mógłbym mieszkać 🙂
6058_11161703102063065484900607519497158637506452o.webp
Lekkie podsumowanie:
Przebyta droga – 4222,4 Nm (teoretycznie, zaplanowana droga z minięciem równika między Ameryką Pd. a Galapagos to min. 4100Nm, w praktyce pewnie wyszło by dużo więcej niż 4200Nm)
Czas podróży – 1206h czyli 50 dni i 6 godzin. Bardzo się starałem aby była 4 z przodu, ale….
Średnia prędkość – dokładnie 3,5 kn czyli przeciętnie 84nm na dobę. W zasadzie nie jest źle na tej trasie, ale wiem, że przy tych warunkach wiatrowych jakie były w drugiej połowie drogi mogło by być lepiej.
Najlepszy przebieg dobowy – 130,5Nm
Najgorszy przebieg dobowy – 25,5Nm
Puffin na swoim logu nawiną już 16736Nm w 4003h z średnią 4,18kn (chyba nieźle skoro niedawno obchodził pierwsze urodziny 🙂
Na trasie wielkiej pętli (licząc od Las Palmas choć samotnie płynę od Portugalii) mamy na razie 8663Nm w 2096h z średnią 4,13 kn. Czyli przed nami jeszcze długa, długa droga do domu.
O jedzeniu pisać nie będę bo to zbyt indywidualna sprawa. Mogę nadmienić jedynie, że nie mając absolutnie żadnych słodyczy na pokładzie z wyjątkiem 1 małego słoika konfitur mamuś na tydzień, nie schudłem prawdopodobnie nawet 0,5 kg mimo, że codziennie ćwiczyłem.
Mimo uporczywych upałów i braku odgórnego limitu zużycia wody poszło tyle:
Woda gazowana mineralna 1,25l x 8 = 10l
Woda pitna, kupna butelkowana 5l x14l = 70l
Wody pitnej zużyłem 80l przez 50 dni, średnio 1,6l na dobe
Aa, i jeszcze 1,5l syropu owocowego do rozcieńczania wodą
Woda gospodarcza czyli tzw. kranówa (wiem, że standardowo używana przez większość jako normalna woda pitna tankowana do głównych zbiorników, ja wyłącznie się w niej myłem i robiłem pranie) w baniakch 5l x 12 = 60l czyli 1,2l na dobe. Hmm, sporo się myłem chyba.
Razem: 141,5 l litra
Jedynym ograniczeniem w temacie wody było takie założenie: mieć minimum 100l jeżeli do najbliższego lądu (z wodą) jest dalej niż 200 mil. Ta odległość tworzy strefę w której przyjąłem, że mógłbym liczyć na pomoc w przypadku np. awarii takielunku. 100l wody wystarcza na co najmniej 70-80 dni w tym czasie nawet na awaryjnym takielunku powinienem gdzieś dotrzeć przynajmniej w obszarze pasatów. Od teraz margines bezpieczeństwa będzie dużo większy gdyż do najbliższego lądu będzie maksymalnie kilkaset mil. Z Galapagos na Markizy jest 3000Nm.
Na pokładzie mam w tej chwili około 290l wody pitnej i możliwość darmowego zatankowania kranówki.
6058_g0145763.webp