Gotowanie na jachcie CZĘŚĆ I

0
893

CZĘŚĆ I

1. Przed rejsem

Jest rzeczą powszechnie znaną, że wodniacy zaczynają marzyć o następnej wyprawie, ledwo powrócą do domu z poprzedniej i nie mogą się doczekać następnego lata. Jest dużo czasu na planowanie i przygotowywanie, również kulinarne. Zapewniam Was, że planowanie trasy wędrówki w połączeniu z omawianiem, co będziemy wtedy zajadać, znakomicie uatrakcyjnia nasze spotkanie. Panuje dość rozpowszechniony pogląd, iż przy obecnym zaopatrzeniu nie warto nic ze sobą wozić. Dużo w tym prawdy i nawet różnice cenowe, z małymi wyjątkami, mogłyby takie podejście usprawiedliwiać.
Otóż to nie całkiem jest prawdą. Ceny, dla wielu żeglarzy, którzy muszą się liczyć z groszem, różnice są w wielu wypadkach istotne. Po drugie, nasz czas czarterowy, opłacony dość wysoko, nie jest rozciągliwy i nie warto poświęcać jakąś znaczącą jego część na wędrówki po marketach lub targowiskach. Po trzecie, nie zawsze dostaniemy to, czego potrzebujemy, co lubimy. Rozumiem tych, którzy po zacumowaniu w marinie zamykają jacht i ruszają do restauracji, knajp lub tawern. Raz lub dwa, w czasie rejsu nawet pożądane poznanie miejscowej kuchni, ale jako zasada to dość drogi pomysł. Urozmaicenie tak, ale na stałe wolę swoją, zaplanowaną i przygotowaną kuchnię. Jako skiper wiem z doświadczenia jak integrujące załogę są posiłki w messie i jak dobrze integrują, kiedy są bardzo dobre. Planowanie musi obejmować nie tylko, co i ile, ale przede wszystkim za punkt wyjściowy musi brać gusty poszczególnych członków przyszłej załogi. Ustalenie menu możliwie doskonale godzącego te gusty to warunek powodzenia.

obraz nr 1

Możemy się spotkać z krańcowymi różnicami, jak np. wegetarianin w załodze. Niech nas Neptun broni przed wegetarianinem ortodoksyjnym, ale z tym też musimy sobie poradzić ( ortodoksyjny to taki, dla którego nawet nie można użyć tych samych garnków, noży czy też desek do krojenia). Miałem taki wypadek i nie było to niemożliwe do pogodzenia. Przeżyłem, z trudem, ale przeżyłem rejs z załogą z stowarzyszenia AA. Wszystko się da przeżyć, jak się chce i zaplanuje.
Jakie przyjmujemy założenia do planowania, poza oczywiście ilością załogi?
Żeglarze też ludzie i też jadają, co najmniej trzy razy dziennie. Jeszcze jedna uwaga. To nie jest książeczka dla rejsów dalekich. To poradnik dla tych, co w Chorwacji czy Grecji żeglują od portu do portu, czasami wykonują skok dwudniowy. W takim wypadku rytm posiłków jest normalny; śniadanie, obiad, kolacja.
Jeśli jednak, co częściej bywa, rano wypływamy a wieczorem stoimy w następnym porcie, to rano jemy pożywne śniadanie a na koniec dnia obiado-kolację. W trakcie dnia, w południe, robimy sobie prosty posiłek, składający się z kanapek, owoców, czegoś słodkiego i kawy lub herbaty. Coś jak dawny szlachecki podkurek, aby dotrwać do świtu ( piania kur) i nie umrzeć z głodu. Stawiam piwko temu, kto wymyśli podobnie ładną nazwę dla tego posiłku. Jeśli ustalimy ile mamy osób do wykarmienia i przez ile dni, możemy przystąpić do planowania poszczególnych posiłków, aby dojść do zestawienia zbiorczego zakupów. Uważam, że menu można rozplanować na tydzień, a potem powtarzamy cykl. Można dopuścić drobne, wynikające z sytuacji, zmiany. Czyli ustalamy dokładnie, co i kiedy będziemy jedli przez cały tydzień a potem mnożymy przez dwa i gotowe. Podam, tylko dla przykładu, jak i co planuję ja.

obraz nr 2

Na śniadania planuję w cyklu trzydniowym:
– jajecznica
– grzana kiełbasa
– wędlina, sery, pasztety i dżemy
– i znowu jajecznica itd.
Oczywiście, dla tych z większym apetytem zawsze na stole są składniki z tego trzeciego menu śniadaniowego. To oznacza przyjęcie przelicznika do listy zakupów np. 1,3 – zaznaczam, na przykład. Jeden żarłok może wywrócić nasze wyliczenia, dlatego tak ważne są „konsultacje” przed rejsowe. Pieczywo, jarzyny i owoce kupujemy na miejscu, dlatego ich nie planujemy. W tym rozdziale przyjmiemy tylko stosowną kwotę pieniędzy do kasy jachtowej.

2. Założenia do planu

a) śniadania i II śniadania (w południe)
Zakładam do jajecznicy ( to nie jest wiążące) po trzy jajka na osobę i 5 dkg boczku. Jeśli jest grzana kiełbasa, to po 10-15 dkg/os. Kiełbasę kupujemy bardziej podsuszoną. Możemy też kilka dni przed wyjazdem kiełbasę podsuszyć. To samo czynimy z boczkiem, wieszając go na sznurku w przewiewnym miejscu.
Do takiego podstawowego dania śniadaniowego staramy się mieć w zapasie dżem, serki, pasztet. Na niedzielne śniadanie szynka konserwowa. Oczywiście herbata, margaryna lub masło i śniadania mamy z głowy.
Trzeba założyć, że na stół stawiamy 1 słoik dżemu, 1-2 puszki pasztetu, po jednej kostce serka topionego na osobę, margarynę. Nie przeliczamy jednak tego razy ilość dni, ponieważ wiem z doświadczenia, że całość nie znika ze stołu. Wystarczy zaplanować 70% wyliczonych potrzeb, zawsze można dokupić, jak zorientujemy się, że nam braknie.
Co trzeci dzień, dla urozmaicenia, serwujemy śniadanko składające się z pieczywa, dżemu, serków, pasztetu i krojonej wędliny. Na niedzielę wędliną niech będzie szynka puszkowa. Do tego pomidory, papryka lub zielone ogórki. W tym asortymencie planujemy nasze potrzeby na II śniadania lub kolacje, jeśli wydajemy posiłki w trybie normalnym.
Herbata – w torebkach, ale ja daję do dzbanka na 6 osób 3 woreczki. Jeśli jest jakiś amator mocnej herbaty, zaparzyć mu z całego woreczka, niech ma! Ponieważ możemy, szczególnie na jachcie, w czasie nocnego przelotu, pić kilka herbat, to na 6 osób i 14 dni bezpiecznie kupić 100 szt.
Chleb kupujemy na miejscu, trzeba liczyć, że jeden bochenek pójdzie i nie codziennie będziemy w okolicy sklepu. Ja kupuję 3 – 4 bochenki, na wszelki wypadek, ponieważ czego, jak czego, ale chleba nie może zabraknąć. Warzywa i jarzyny kupujemy też na kilka dni, a więc z 3 kg cebuli, 2 kg pomidorów i tyleż papryki lub ogórków. Margaryny też wystarczy, jeśli kupimy z trzy duże pudełka.
Cukier, sól, przyprawy kupujemy na cały rejs. Przy czym pamiętajmy o zabraniu dużych, szczelnych pudełek, bo inaczej zawilgoci się nam na wodzie i koniec. To samo z kawą i herbatą. A jak już przy tym jesteśmy, to pomyślmy również o zapałkach.

b) obiado – kolacje
Tu musimy się mocniej potrudzić, jeśli chcemy smacznie jeść.
Znowu wychodzimy z założeń ogólnych. Aby nie było nudno, dodatki do dań podstawowych codziennie zmieniamy, stosując na przemian ziemniaki, makaron lub ryż. Ewentualnie jakiś rodzaj kaszy. Jeśli rejs trwa 14 dni to każdy dodatek powtórzy się co czwarty dzień.
Od razu dodaję, że ziemniaki używam z torebek tzw. Puree. Jeśli dodamy mleczka, koperku i masła, są doskonałe a jaka oszczędność czasu i gazu. Nie wszyscy o tym wiedzą, ale puree z torebki możemy używać jako zagęszczacza do zup lub sosów. Z tej samej „biblioteki” knorowskiej muszę wspomnieć o gotowych plackach ziemniaczanych. Nawet bez doprawiania są dobre, ale jeśli po zmieszaniu z wodą, dodamy trochę czosnku, zetrzemy cebulę i wsypiemy pieprz, będą jeszcze lepsze. Jeśli chcemy, aby były pulchne, dodajemy trochę kefiru lub jogurtu. Odsyłam do części z przepisami.
Jarzyny i napoje kupujemy na miejscu. Pozostała nam część najtrudniejsza, z czym mamy podać te ziemniaki czy makaron? Na szczęście oferta dodatków mięsnych przetworzonych i zakonserwowanych jest obecnie bardzo bogata a czas ważności nawet na produkty mięsne, pakowane próżniowo, osiąga już od 7-14 dni, tyle, że jest wymóg przechowywania ich w temperaturach nie wyższych niż 8 o C. Dowozimy w takiej termicznej torbie z wkładkami a na jachcie lodówka jest.

obraz nr 3

Jeśli chodzi o obiady mięsne to ja preferuję pasteryzowane „słoiczki”, robione osobiście, na długo przed rejsem. O tym w dalszej części. Tu pragnę tylko uczulić tych, którzy oprą się na konserwach. Jest ich mnóstwo, ale nie wszystkie są dobre. Zdarzają się podłej jakości różnego rodzaju gulasze, wołowe czy wieprzowe. Po rozgrzaniu „zostaje się ino sos” i jakieś strzępy czegoś tam.
Jak nie znam czegoś, kupuję jedną puszkę i przyrządzam na próbę. Albo skreślam i szukam dalej, albo akceptuję do przyszłych zakupów. Jak „używać” konserw o tym w dalszej części.
Zupy, jest ich mnóstwo, kupujmy jednak te „bez konserwantów” i o możliwie krótkim czasie gotowania. Tu jest pewien problem, bo te syte mają z konieczności czas gotowania dłuższy. Jest kilka zup, które możemy przygotować sami i szybko. O tym w przepisach. Zupy planujemy po 0,4 l/os. Polecam w części z przepisami gotowanie dwóch zup, pomidorowej i ogórkowej, samemu.
I znowu sprawdzony przy śniadaniach sposób, układam menu na tydzień i następny powtarzam. Przy czym bywają zmiany. Coś się udało kupić, np. świeże ryby, był wypad do tawerny itp. Tyle gustów ilu ludzi. Traktujcie to jako pewien wzór przy planowaniu dla własnych potrzeb. Tak też traktujcie przykładową listę menu tygodnia i korzystając z przepisów w dalszej części książki lub własnych doświadczeń, róbcie po swojemu
Urozmaicenie codzienne uzyskujemy stosując różnego rodzaju sosy. A jest ich mnóstwo: myśliwski, cygański, grzybowy, meksykański, pomidorowy. Do tego sosy białe, z których po dodaniu chrzanu lub musztardy lub koperku, uzyskujemy konkretny sos.
Konserwę raz kroimy w duże kostki innym razem w plasterki i wrzucamy do gotowego sosu. Aby mięso zmieniło smak, trochę to dusimy na ogniu. Jak pokroimy drobniej i dodamy trochę pieczarek, ogórek konserwowy i paprykę słodką, strąkową, mamy coś w rodzaju Strogonowa.
Zwracam uwagę na duże możliwości sosu do potraw chińskich. Jak nie mamy kurczaka (ważne: nie używajcie w Chorwacji, w sklepie, słowa kurczak – to bardzo brzydkie u nich słowo. Kurczak w Chorwacji nazywa się pile) możemy kupić papryki w kilku kolorach, dodać pokrojoną w paseczki szynkę z puszki lub nawet kiełbasę, no i inne dodatki (patrz przepisy) a danie będzie wspaniałe. Możemy też dać wyżej wspomniane konserwy. Ja jeszcze dodatkowo wzmacniam te sosy chili lub ostrą papryką.
Do makaronu możemy zaopatrzyć się też w gotowe sosy lub zrobić je samemu.
Ryże, aby nie były stale białe, możemy zabarwić, dodając w czasie gotowania curry lub kurkumę (można kupić tam gdzie wszystkie przyprawy. Makarony kupujemy raczej te grubsze, jak np. rurki lub świderki. Patrzmy jednak na czasy gotowania i gotujmy naprawdę aldente. Nie wiem, czy dobrze napisałem, więc dodam, że chodzi o to, aby były lekko twardawe. Uwaga: wbrew obiegowym opiniom, makarony nie są tuczące.
Ja gotuję makarony oszczędnościowo (gaz): wrzucam na wrzątek, do którego wlałem wcześniej trochę oleju i po chwili, jak woda się zagotuje, zakręcam gaz a garnek przykrywam pokrywką. Po 8-10 minutach makaron powinien być dobry. W tym czasie na wolnym palniku, możemy już robić coś innego.
I tu ważna rada. Aby załoga nie czekała na drugie danie lub, co gorsze, aby ono nie stygło, czekając aż zjemy zupę, musimy dobrze rozplanować kolejność gotowania. Bo mamy przecież zrobić zupę, ziemniaki czy makaron, sos i mięso. Nawet jak mamy dwa palniki, to i tak trzeba to robić z głową.

c) dodatki
Trzeba zaplanować też zapasy używek, czyli kawę, cappuccino, herbatę, ponadto cukier, przyprawy, musztardę, przeciery i tym podobne drobiazgi.
Smak zup kupnych poprawimy dodając natkę pietruszki lub koperek a do pomidorowej lubię dodać trochę bazylii. To rzecz gustu, więc próbujcie. Ponadto, wybierając coś z przepisów, wynotowujemy dodatki i przyprawy, aby je zaplanować, do kupienia wraz z produktami podstawowymi.
Jeśli mamy rozpisane zestawy na poszczególne dni, robimy zbiorówkę, decydujemy, co kupimy przed wyjazdem a co na miejscu i dalejże do sklepu. To już początek wyprawy. /cdn /

W następnym odcinku układanie menu i takie tam rzeczy 🙂

Zbigniew Klimczak

Źródło: http://www.przewodnikzeglarski.pl/przed-rejsem.html

Komentarze