Jego dotychczasowy właściciel, kpt.ż.w. Tadeusz Wolski od pewnego czasu usiłował sprzedać jednostkę (wybiera się na zasłużoną emeryturę). Zgłaszali się zainteresowani z różnych regionów Polski, z Mazur, Warszawy, Wrocławia. I była realna groźba, że „Dziewanna” zniknie z krajobrazu Szczecina. Na szczęście pojawił się kupiec ze Szczecina. Dokonano transakcji i od paru tygodni nowym właścicielem statku jest Janusz Just, kpt.ż.w. i żeglugi śródlądowej klasy A. Absolwent Liceum Morskiego (co z dumą podkreśla), które miało siedzibę na statku „Kapitan Maciejewicz” (cumował u podnóża Wałów Chrobrego). A także absolwent szczecińskiej WSM. Kapitanem jest od 1995 roku. Pływał na masowcach w PŻM, na kontenerowcach i drobnicowcach u obcych armatorów.
Od dawna myślałem o tym, aby kupić niewielki statek pasażerski – przyznaje. – Myślałem o „Dziewannie”, ale oglądałem też inne. W ostateczności zdecydowałem się na „Dziewannę”. Uważam, że jest to statek wyjątkowy. Jesienią przejdzie remont, odnowienie klasy i w połowie kwietnia wyruszymy na trasę.
– Jestem bardzo szczęśliwy, że ten statek zostaje w Szczecinie – nie kryje radości kpt. Wolski. – Nic z niego nie zabieram, zostawiam całe wyposażenie.
Tadeusz Wolski od 1976 roku jest kpt.ż.w. Pływał na statkach PŻM jeszcze na historycznych „liberciakach” i na masowcach. Ale, jak mówi, prawdziwą szkołę morskiego życia dostał na gazowcach armatora duńskiego, a potem algierskiego. Bywało, że na morzu był dwa lata bez przerwy. Z ulgą osiadł na lądzie, założył prywatną morską agencję i zaczął się rozglądać za … niewielkim statkiem wycieczkowym, bo zamarzyło mu się takie niespieszne pływanie po szczecińskich wodach śródlądowych.
„Dziewannę” kupił w 1996 roku. Stała na Wiśle w Warszawie i wyglądała żałośnie. Miała swoje lata i pewnie dlatego kosztowała niewiele. Za to jej remont pochłonął krocie. Pierwotnie oprócz wycieczek statek miał także wozić szczecinian na plażę Mieleńską. Niestety, nic z tego nie wyszło. Teren dawnej plaży ciągle jest martwą enklawą. Jedynie starsi mieszkańcy jeszcze pamiętają, że kiedyś taka plaża istniała.
W 1998 roku „Dziewanna” rozpoczęła rejsy po Odrze, rzece Święta, jeziorze Dąbie i portowych kanałach. Początkowo jej głównymi pasażerami byli … cudzoziemcy. Niemcy, Skandynawowie, a także stacjonujący w Szczecinie oficerowie NATO z rodzinami. Z każdego rejsu wracali zachwyceni i swoje wrażenia przekazywali innym. Polaków „Dziewanna” nie interesowała. W latach 90. i na początku lat 2000 była w Szczecinie jedynym statkiem białej floty, na którym nie istniał sklep wolnocłowy. Więc po co takim pływać, skoro nie można kupić taniego alkoholu i papierosów. Po wejściu Polski do UE skończyła się era pływających sklepów wolnocłowych i coraz więcej osób zaczęło dostrzegać turystyczne walory statku.
Odbyłam „Dziewanną” wiele rejsów, tą samą trasą i za każdym razem z tym samym zachwytem. I dokładnie pamiętam zaskoczenie towarzyszące temu pierwszemu. Odbijamy od nabrzeża. Kapitan zapowiada, że w krótkim czasie będziemy obserwować pięć zmieniających się bardzo różnych krajobrazów. Najpierw podziwiamy monumentalną zabudowę Wałów Chrobrego. A właśnie od strony wody najlepiej widać ich piękno. W chwilę potem mijamy nabrzeża stoczniowe, krajobraz przemysłowy. Po kilkunastu minutach statek z toru wodnego wpływa w rzekę Świętą. Widok jest tak niezwykły i zaskakujący, że na pokładzie milkną rozmowy. Ludzie z niemym zachwytem podziwiają bogactwo przyrody. Dopiero po dobrej chwili przypominają sobie, że mają aparaty fotograficzne i kamery. Statek płynie bardzo wolno. Jest czas, by nasycić wzrok i zrobić zdjęcia.
Wysoka ściana drzew i krzewów. Gęsta, bujna roślinność przypomina amazońską dżunglę. Na wodzie unoszą się nenufary, wodne lilie , pływają kaczki, łabędzie. Można dostrzec siwe czaple, żurawie, w oddali kormorany i szybujące orły bieliki. Pasażerowie „Dziewanny” nie kryją zachwytu. Dziwią się, że w tak krótkim czasie przemysłowy krajobraz zmienił się w enklawę dzikiej przyrody, że tak blisko miejskiej aglomeracji jest taki romantyczny zakątek.
– Na te widoki nie ma mocnych – mówi kapitan Wolski. – Każdy się nimi zachwyca. Turyści często powtarzają, że był on jednym z piękniejszych przeżyć w czasie ich pobytu w Szczecinie.
Z rzeki „Dziewanna” wpływa na rozległe wody jeziora Dąbie, potem wchodzi w kanały portowe i ponownie cumuje u podnóża Wałów Chrobrego, niedaleko dawnego Dworca Morskiego. Rejs trwa dwie godziny i nazywa się „Magia natury”. Ma także walory edukacyjne, ponieważ z głośników, w kilku językach, są przekazywane informacje i ciekawostki o mijanych miejscach.
Statek na kilkugodzinne rejsy chętnie czarterują też różne firmy na konferencje, integracyjne spotkania, a osoby prywatne na uroczystości rodzinne. Od kilku lat na „Dziewannie” odbywają się powitania i pożegnania lata połączone z wieczorami szamańskimi. Organizuje je znana szczecińska „szamanka” Ania Neugebauer.
Na „Dziewannie” odbyły się promocje moich dwóch książek poświęconych Stoczni Szczecińskiej. Jeszcze stocznia istniała, więc płynąc wzdłuż jej nabrzeży można było zobaczyć niektóre statki, o których pisałam.
„Dziewanna” doczekała się też swojej historii romantycznej. Na jej pokładzie rozgrywa się akcja słynnego filmu „Ławeczka”. Niektórzy ten film dobrze pamiętają, szukają tytułowej ławeczki i chodzą śladami aktorów, czyli Jolanty Fraszyńskiej (Kasia, pracuje na statku w bufecie) i Artura Żmijewskiego (Piotr). Film został nakręcony w 2004 roku i sporo w nim ujęć Szczecina. Przydałaby się na statku informacja o tym filmie, może fotosy, plakaty. Tak buduje się historię, legendę. Hen przed laty równie słynny szczeciński statek pasażerski „Diana” też zagrał w filmie i jeszcze trafił do literatury.
Prawdziwie letnia pogoda sprawia, że „Dziewanna” ciągle pływa. Ostatni rejs w tym sezonie ma zaplanowany na 22 października.
Krystyna Pohl
Fot. Grzegorz Czarnecki, Krystyna Pohl i Jacek Trojanowski
Za zgodą: wwwmojalasztownia.pl