Stały korespondent SSI – Marian „Ramzes XXI” Lenz, magister inżynier BO, w latach 1966 do 1979 budował w Stoczni Północnej w Gdańsku okręty i trawlery rybackie dla ZSRR. Z tego powodu zjeździł Kraj Rad (nie licząc Moskwy) od Rygi i Leningradu do Nachodki na Dalekim Wschodzie i od Archangielska do Odessy. Latał helikopterem za koło podbiegunowe, pływał trawlerem na Morzu Barentsa. Następnie w latach 1980 do 1991 pracując w PHZ „Navimor” między innymi negocjował ceny na obszarze RWPG. Nie wielu wie, że wynegocjował podwyżkę cen na jachty i wyposażenie jachtowe eksportowane do ZSRR w roku 1982 – 17,6% i w roku 1983 dalsze 7%. Tym samym najprawdopodobniej uratował wtedy nasze stocznie jachtowe od niechybnego upadku (cóż, przeszłość się zaciera, a nowe czasy mają nowych bohaterów). Teraz wypowiada się na temat książki prof. Tadeusza Palmowskiego pt. „Kaliningrad – szansa czy zagrożenie dla Europy Bałtyckiej?”
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
_______________________________________
Okiem bywalca !
Królewiec (Kaliningrad) – szansa czy zagrożenie dla Europy Bałtyckiej?
Obiecałem po przeczytaniu książki prof. Tadeusza Palmowskiego się do niej (tytuł – prawie – jak wyżej) ustosunkować.
W latach 1989 do 1996 bywałem tam bardzo często, ok. 200 do 250 razy. Przechodziłem przez wszystkie przejścia graniczne za wykluczeniem lotniczego. Bałtijsk, Mamonowo, Bezledy, Kybartai, Sowieck, Nida. Ponad dwadzieścia razy płynąłem jachtem, bez liku autem, autobusem, pociągiem, autem dostawczym, tirem, wodolotem, ba autostopem. Pilotowałem jachty z załogami niemieckimi, sześć razy pilotowałem transporty (po 3 ciężarówki) pomocy humanitarnej żeglarzy z Hamburga. Usiłowałem w Gdyni, w latach 1992-94 uruchomić przedsięwzięcie czarterów jachtowych do Królewca i Kłajpedy (niestety czas był niedojrzały). Interesowałem się wszystkim. Trochę drapałem długopisem to w „Żaglach”, to gdzie indziej. Wydaje mi się, że poznałem Kaliningrad od podszewki, od samych dołów do przedsiębiorców, do urzędników. Przetarłem się po hotelach jak i po kwaterach na zakazanych podwórkach. Oprócz tamtejszych Rosjan spotykałem tamtejszych Ukraińców, Żydów Rosyjskich, Żydów Niemieckich, Niemców i Polaków.
Moja wiedza jest inna niż wiedza profesora szperającego w bibliotekach (literatura ok. 300 pozycji), archiwach, w Internecie i bywającego w wyższych kręgach naukowych na dysputach; na sympozjach.
Bez względu co napiszę nieco dalej uważam, książkę za bardzo dobrą i godną polecenia każdemu kto chce mieć coś wspólnego z Królewcem (i nie tylko). Generalnie rzecz biorąc Autor „odbrązowia” obraz tego miasta, które u nas w podtekście, w obiegowym, pojęciu ma „wraży” charakter.
Tak to prawda zaraz po wojnie stało tu wojsko. Młody żołnierz, Siergiej – jak mi opowiadał – padł skoszony serią czołgowego karabinu maszynowego półtora kilometra od centrum. Bohaterska medsestra (sanitariuszka) wyciągnęła go wpół żywego spod ostrzału. Ponad rok przeleżał na miejscu w szpitalu i tak już tu pozostał. Przecież i w przyszłym ex-NRD i Polsce (do 1993) też stało wojsko – nie było pewne, czy pójdzie dalej….To prawda, że później, była tu baza wojenna – mieliśmy przecież atakować Europę i oprzeć granicę Związku na Atlantyku (jak we wrześniu 1976 podsłuchałem rozmowę pilotów wojskowych w restauracji na lotnisku, w Archangielsku – utrzymanie granicy byłoby o wiele tańsze i żyliby lepiej!). To prawda, że wycofujące się z ex-NRD i Polski wojsko stało tu etapem.
Tymczasem z książki dowiadujemy się, że wzrost ludności w obwodzie nastąpił głównie za sprawą wysokiego przyrostu naturalnego, a przemysł rybacki (gdy były jeszcze ryby i wieloryby) zatrudniał 60 tys. osób! (w tym 25 tys. na statkach – 600 jednostek na morzach i oceanach świata). Wydobywa się rocznie 1,2 mln ton ropy naftowej, dobywa 800 ton bursztynu. Rozwinięty jest przemysł celulozowo-papierniczy i spirytusowy. Produkuje się telewizory, montuje samochody. Buduje okręty dla Indii, dostarcza silniki plazmowe, dla francuskich satelitów. Znajdują się tutaj: Państwowy Uniwersytet Techniczny, Akademia Rybołówstwa Dalekomorskiego i Uniwersytet im. I. Kanta. Nie samą „siłą zbrojną” żyje ten region.
Niedosyt może wywołać rozdział „3.Zarys historii regionu” – cóż książka nie jest z gumy – dlatego koniecznie trzeba pogłębić temat; polecam książki:
– „Mnisi wojny” (2007) – Desmond Seward
– „Historia Królewca” (1994) – Janusz Jasiński
– „Braniewo” (1973) – Praca zbiorowa
– „Historia Elbląga” (1993) – Opracowanie zbiorowe
– „Zalew Wiślany” (2010) – Marco i Jerzy Kulińscy
Już w latach siedemdziesiątych mieszkańcy Kaliningradu mieli poczucie inności. Lata krwawej, bezpośrednio dotykającej, wojny (interwencji?) afgańskiej (1980-89) i latapierestrojki, i głasnosti, przeorały psychikę kalingradczyków, i spowodowały przejście od euforii budowy „nowego społeczeństwa” do głębszej refleksji nad przyszłością oraz sięgania do historycznej przeszłości regionu.
Dlatego nie do końca satysfakcjonuje omówienie dramatycznych lat 1990 do 96. Już zapomnieliśmy tysięcy kaliningradczyków okupujących targowiska Gdańska – i nawet małych miast dalej – starających się sprzedać cokolwiek. W Mamonowie, w 1992 roku: – „Pan daj kanapku” żebrał stojący na warcie (!) młody szeregowiec, pogranicznik. Początkujący przedsiębiorcy nie mieli szans bez kryszy („dachu”, „opieki” mafii). W handlu zagranicznym (z „demoludami”) dolar zastąpił rubla transferowego. Na wypłatę pensji czekało się kilka miesięcy, ba rok, lub więcej! Rozsypały się wszelkie więzi gospodarcze. Pojawiły się nowe granice, odeszły na swoje „demoludy”, rozsypał się moguczyj Sojuz. Teraz, już tylko Rosyjska Federacja, trzeszczała w szwach; pojawiły się desperackie myśli (nadzieje?): może Japonia odkupi Wyspy Kurylskie?, a
Koenigsberg (nie Kaliningrad) wykupi Bundes? Na Dalekim Wschodzie Primorskij Kraj już, już prawie się oderwał, Republika Tatarstanu rządziła się jak chciała; trwała pierwsza wojna czeczeńska (1994-96).
Autor nie ustrzegł się w tytule pytań: „szansą czy zagrożeniem?” – „dla Europy Bałtyckiej!” – żart? A może prowokacja do dyskusji? Moim zdaniem Kaliningrad nie jest ani szansą, ani zagrożeniem; ma trudności z samym sobą. Niejakie zagrożenie może mieć Polska, ale nie od machania szabelką (rakietami, lub ich atrapami). Natomiast – wbrew pozorom – jest kłopotem da Federacji Rosyjskiej! Wciąż otwarte jest pytanie – co z tym fantem zrobić?Zagrożenia, dla nas mogą być innego typu niż militarne: problemy ekologiczne zlewiska Pregoły, odpady toksyczne, AIDS, żółtaczka i gruźlica, stare składowiska amunicji, działalność mafii, narkomania, ekspansja eurokomunizmu i kłopoty spowodowane ewentualnymi kryzysami gospodarczymi, które dotykają obecnie i nas.
Podobno niektórzy mają pretensje do gospodarza tej strony, że jest za bardzo „upolityczniona”. Wróćmy więc bliżej żeglarskiego podwórka, na Zalew Wiślany (Zatokę Fryską). Oto obszerny cytat z książki (str. 180):
„Dobre perspektywy rozwoju posiada Zielenogradsk położony u nasady Mierzei Kurońskiej, a bliskość Zalewu Kurońskiego, z którym miasto jest połączone kanałem, stwarza warunki do budowy portu jachtowego. Projekt marin nie tylko dla Zielonogradska, ale także dla osady Rybaczyj na Mierzei Kurońskiej i Polesska w ujściu rzeki Dejmy do Zalewu Kurońskiego od dawna czeka na realizację.
Przy pomocy Francuzów powstał projekt przekształcenia dotychczasowego portu rybackiego w Pionierskim [w związku z kryzysem rybołówstwa], w nowoczesną marinę, zdolną przyjąć i obsłużyć 800 jachtów morskich z całego świata oraz statki wycieczkowe i promy o długości do 200 m. (…) Potencjalnie Pionierskij może zostać ważnym centrum jachtingu i morskiej turystyki wycieczkowej (cruisingu) w tej części Bałtyku. Władze obwodu czynią usilne starania, aby otworzyć port w Pionierskim dla obcych bander. Dotychczas jachty zagraniczne okazjonalnie otrzymywały zezwolenie na zawinięcie do tego portu. (….)
W 2002 r. Instytut Urbanistyki z Sankt Petersburga zapoczątkował prace nad nowym planem Bałtijska oraz położonej na końcu Mierzei Wiślanej osady Kosa, a firma „Ekotechnopolis” opracowała Koncepcję Rozwoju Mierzei Wiślanej. W 2006 r. badania dotyczące możliwości ochrony przyrody i rozwoju
turystyki na mierzei wykonała jedna z firm niemieckich. Celem był projekt utworzenia na Mierzei Wiślanej dużego luksusowego kompleksu wypoczynkowego dla turystyki międzynarodowej.
Perspektywiczne dla rozwoju funkcji turystyczno-wypoczynkowych są także południowe wybrzeża Zalewu Wiślanego. (….) Istnieją tu także dobre warunki do budowy nad Zalewem Wiślanym przystani i portów jachtowych. (…) Wprowadzone w 2012 r. zmiany przepisów federalnych dopuściły rejsy po wodach śródlądowych Rosji, zagranicznych jednostek turystycznych, w których liczba uczestników nie przekracza 12. (….)
W miarę łagodzenia systemu wizowego, rozwoju transportu i infrastruktury turystycznej rola turystyki może w Obwodzie Kaliningradzkim wzrastać.”
W strategii rozwoju Obwodu do 2030 roku przewiduje się (str. 279):
„ – rozwój Mazursko-Kurońskiego szlaku wodnego (Wielkie Jez. Mazurskie – Kanał Mazurski – Łyna – Pregoła – Dejma – Kanał Polesski – Zalew Kuroński – Bałtyk), (…).”
Plany sięgają 2030 roku. W jakiej jednak kondycji Polska przetrwa kryzys roku 2021? Czy Unia Europejska się uchowa? Czy nie rozsypie się Federacja Rosyjska?
Tak to jest. Jedni się otwierają (przynajmniej) a inni, jak w Gdańsku, planują budowę mostów. Boczenie się naszej strony na kalingradczyków jest nie na miejscu. Jak również stosowanie zasady: „na wszelki wypadek się obrażę”. Znowu („europejczycy”) obejdą nas bokiem tak jak z gazociągiem północnym!
Gwoli ścisłości historycznej już w 1991 roku z ramienia „Navimor Jachting” negocjowałem w Królewcu sprzedaż 50 jachtów, dla w/w mariny w Zielonogradsku (sic!). Niestety czas był niedojrzały. Ciekawostka: w 1993 roku dowódca posterunku granicznego dla jachtów – znajdował się na mierzei (kosie) – tłumaczył mi, że w Kaliningradzie będzie dopiero wtedy dobrze, gdy w miejscu gdzie stoimy powstanie duża marina jachtowa (sic!). W jedynej sławojce obok, sterta ekskrementów, sięgała wówczas ponad ćwierć metra! – ale marzyć trzeba!
Jak widać droga od „pomysłu do przemysłu” jest bardzo daleka! Najbliższe realizacji – tak sądzę – jest przedsięwzięcie budowy mariny w Pionierskim (Ustka miasto partnerskie!). Gotowy basen portowy o rozmiarach 250 na 500 metrów stoi pusty! Zapewne Francuzi, za dobre pieniądze, sprzedadzą dla niej jachty – budowane w Polsce (?!). Znowu będziemy narzekać na tych wrednych „wyzyskiwaczy”.
Więc się nie obrażajmy!
Tylko pilnujmy interesu!
Ramzes XXI
Za zgodą: http://www.kulinski.navsim.pl/