ABC – Urok wysp

0
955


Dla zwykłego śmiertelnika „wyspy” to dalekie, zamorskie krainy owiane nimbem tajemniczości. Dla pełnosolnego nawigatora „wyspy” to konkretne punkty na trasie, ale i dla niego, choć widział już wiele portów, to kusząca oferta nowych doznań, nowych znajomości, nowych doświadczeń.

 

W latach zakazów i morskich nakazów pływało się w Polsce w rejsach bałtyckich zwanych „krajowymi”. Nie przeszkadzało to naszym żeglarzom zawijać „awaryjnie” na duńskie i szwedzkie wyspy za cichą zgodą tamtejszych władz.

Tym sposobem poznałem duńską wysepkę Christiansø w pobliżu Bornholmu, którą od tamtych czasów traktuję jak swoją. I choć dziś nikt nie ogranicza polskich żeglarzy w zasięgu ich pływania, wyspy pozostały w świadomości wielu żeglarzy symbolem wolności.

Z pewnością wyspa wyrastająca na drodze jachtu pozostawia swobodę wyboru, ponieważ można ją opłynąć z jednej lub z drugiej strony. Dylemat sprowadza się do tego, czy chcemy okrążać ląd po nawietrznej czy też zawietrznej stronie.

Po nawietrznej stronie można na pewno oczekiwać silniejszego wiatru, a brzeg po zawietrznej grozi dodatkowym niebezpieczeństwem – jeśli przydarzy się awaria, dryfujemy na ląd. Przy nadchodzącym sztormie pozycja po nawietrznej (odpowiednio dużej) wyspy związana jest ze zwiększonym zagrożeniem. Dlatego zaleca się np. Maderę okrążać od zachodu w bezpiecznie dużej odległości, zaś żegluga po wschodniej stronie Małych Antyli stanowi na pewno męczącą huśtawkę na atlantyckiej fali rozkołysanej pasatem.

Pozycja po zawietrznej stronie wyspy jest znacznie bezpieczniejsza, gdyż wyspa ochroni nas od wiatru i rozkołysu. Jeśli jednak chcemy szybko żeglować, a nie szukać spokojnego kotwicowiska, zawietrzna strona wyspy pozbawia nas wiatru, szczególnie jeśli jest to wyspa górzysta (np.Teneryfa w archipelagu kanaryjskim).

Tak więc przy nadciągającym sztormie, niezależnie od której strony go oczekujemy, wyspa jest osłoną, za którą możemy się schować, na kotwicy albo w dryfie.

 

 

 
Za wyspą można znaleźćschronienie przed silnym wiatrem

 

 

Ale uwaga: niż niosący sztormową pogodę się przesuwa, a wraz z nim zmieniają się kierunki wiatrów i nagle może się okazać, że strona dotychczas zawietrzna stała się nawietrzną i jeśli się w porę nie zorientujemy, jesteśmy w kłopocie.

Jeśli w porę spostrzeżemy co się święci, rwiemy kotwicę, zapalamy silnik lub dostawiamy żagli i uciekamy wokół wyspy tam, gdzie daje nam ona osłonę.

Dla polskich żeglarzy taką klasyczną osłonę stanowi Bornholm. Można się schować i przeczekać, ale niektórzy z nas doświadczyli niejednokrotnie radykalnej odkrętki wiatru. Ci, którzy w swoim czasie chowali się przy wschodnim sztormie pod skały Hammeren skończyli na skałach, gdy przyszedł z nagła zachodni podmuch i nie było już ratunku.

O Bornholmie trzeba też powiedzieć, że występują tu pewne anomalie, nie tylko magnetyczne. Zdarza się bowiem, że wiatr po zawietrznej ( w pewnej odległości od brzegu) bywa silniejszy niż po nawietrznej.

Od siły wiatru zależy też port, do którego chcielibyśmy zawinąć. Wyspa zapewnia nam ten komfort, że można wybrać port po zawietrznej. Na Bornholmie będzie to Nexø lub Svaneke przy sztormie zachodnim lub Rønne przy wichurze wschodniej. Wszystkie porty polskiego  wybrzeża od Władysławowa po Kołobrzeg są w tym czasie nie osiągalne. Warto brać to pod uwagę i przy pogarszającej się na Bałtyku pogodzie trzymać się blisko „wyspy praojców”.

A co z tymi tropikalnymi wyspami „mórz południowych”, które rozpalają naszą wyobraźnię od najmłodszych lat? Koniecznie muszą tam grasować kolorowi piraci, a w tawernach podawać rum i piña-coladę?

Tam gdzie tropiki tam gorąco. Pomijając inne aspekty pogodnego dnia (plażowe np.), nad wyspami pojawiają się chmury typu cumulus, widoczne wtedy, gdy samej wyspy jeszcze nie widać. Co więcej, w podstawach chmur odbija się kolor ewentualnej laguny. Pozwala to korygować kurs, gdy inne przyrządy nawigacyjne zawodzą, a dla żeglarzy polinezyjskich to stały element nawigacji w połączeniu z kierunkiem nadbiegających fal odbitych od niewidocznej wyspy.

 Podobnie ptaki spotkane na morzu świadczą o tym, że wyspy już niedaleko. Tak przynajmniej wnioskował Kolumb, gdy zdecydował się zmienić kurs swojej armady w krytycznym momencie odkrywczego rejsu.

Wyspy południowych mórz to najczęściej atole koralowe. Przykładem tego rodzaju „żywych wysp” jest Wielka Rafa Koralowa u brzegów Australii. Atole koralowe otwartego oceanu posadowione są na szczycie wyniosłości wynikłej z działalności wulkanicznej. Wnętrze atolu czyli laguna  stanowi na ogół dobre miejsce do kotwiczenia, ale dla nawigatora istotne jest przejście bariery rafy, tym trudniejsze, że w wąskich przerwach hulają z pełną siłą prądy pływowe.

Obrzeże atolu jest słabo widoczne, często wystaje zaledwie parę metrów nad poziom morza, widać tylko pianę rozbryzgujących się fal lub palmy rosnące tam, gdzie zdążyła osadzić się gleba.

Żeby znaleźć właściwe przejście, trzeba mieć dobrą mapę o odpowiedniej skali, znać swoją pozycję i stan pływu oraz mieć dobrą lornetkę. Wszystkie te elementy nie gwarantują, że wejście się uda, czasem trzeba poczekać aż zmieni się kierunek prądu. Osiąganie wysp koralowych nie zawsze jest takie proste, a kotwiczenie na zewnątrz atolu, nawet po jego stronie zawietrznej nie osiągalne, gdyż rafa opada stromo w głąb oceanu i kotwica po prostu nie trzyma.

W mojej praktyce zdarzało się więc niejednokrotnie tak, że wyspę pozostawiałem za trawersem nie chcąc ryzykować trudności wejścia. Dziś, siedząc za biurkiem redakcyjnym, bardzo tego żałuję.

 

 

za zgodą autora http://www.krzysztofbaranowski.pl/article_287.php

Komentarze