TJV – 37 dni do startu

0
619
obraz nr 1

fot. Robert Hajduk / Shuttersail.com

Praca wre – w stoczni Sunreef w Gdańsku wciąż trwają prace nad przygotowaniem jachtu ENERGA do startu w transatlantyckich regatach załóg dwuosobowych, Transat Jacques Vabre. Po raz pierwszy w historii wystartują Polacy – Zbigniew Gutkowski i Maciej Marczewski.

„Tydzień upłynął nam na myciu, szlifowaniu, szpachlowaniu, laminowaniu i ponownym szlifowaniu” – mówi Maciek Marczewski, nadzorujący prace. „Wyszlifowaliśmy kil, poszpachlowaliśmy go, przygotowaliśmy do malowania farbą fluorescencyjną. Boczne stateczniki również zostały wyszlifowane, polaminowane, czekają jeszcze na szlifowanie i polerowanie. Zmieniliśmy też trochę ich ustawienie. Całe dno jachtu również zostało wyczyszczone i wyszlifowane. To niby nie tak dużo, ale wszystkie wymienione prace są ogromnie czasochłonne” – dodaje.

„Zabieramy się teraz za sprawdzenie wszystkich zaworów, śrub i mocowań” – uzupełnia Gutek. „Czeka nas też przegląd i serwis hydrogeneratorów oraz urządzenia sterowego. To będą już wszystkie prace wymagające trzymania jachtu w górze. Po ich zakończeniu zajmiemy się szczegółami dotyczącymi takielunku. W trakcie nie odkryliśmy żadnych niespodziewanych usterek, wszystko idzie zgodnie z planem i w przyszłym tygodniu łódka wraca na wodę.”

 

Regaty Transat Jacques Vabre odbywają się na trasie łączącej od wieków Francję i Amerykę Południową. Od roku 1993, co dwa lata, pomiędzy Hawrem i jednym z południowoamerykańskich portów, najlepsi z najlepszych sprawdzają siebie i swoje jachty wypływając jesienią na „szlak kawy”. W tym roku regaty odbędą się po raz 11, w 4 klasach: IMOCA Open 60, Open 40, Multi 50, Multi 70. Trasa liczy 5450 mil morskich (Le Havre – Itajai).

Nie są to regaty łatwe – zdarza się, że statystyka jest podobna do Vendée Globe i do mety dociera niewiele ponad połowa jachtów.

 

Kawa i szpieg

Opowieść o wielkich rejsach przez Atlantyk związana jest trwale z handlem łączącym dwa kontynenty: Europę i Amerykę Południową. Kawę do portu w Hawrze przywożono zza oceanu już na początku XVIII wieku. Jednak dopiero w XIX wieku właśnie ona stała się podstawowym ładunkiem statków kursujących na tej trasie. Brazylijskie plantacje kawy powstały dopiero po 1727 roku, dzięki podstępowi pewnego Portugalczyka, porucznika Francisco de Mella Palheta. Wcześniej wyłączność na uprawę kawy posiadali Francuzi, którzy przywozili „czarne złoto” z kolonii w Gujanie. Francisco Palheta podczas oficjalnej wizyty w stolicy Gujany, Cayenne, wykradł sadzonki kawy i dostarczył je do Brazylii. Dokonał tego oczywiście przy pomocy kobiety (żony królewskiego przedstawiciela w Gujanie, pana de Guillonet). I w ten prosty sposób szpiegostwo przemysłowe stało się przyczyną przełamania francuskiego monopolu kawowego w Ameryce Łacińskiej. Kawę zaczęto z powodzeniem sadzić w Kolumbii i Wenezueli, regionach dorzecza Orinoko, a także w Brazylii. Od tego czasu ilość kawy dostarczanej do Europy stale wzrastała. Prawdziwy ruch zaczął się jednak dopiero wtedy, gdy w wyniku dziwnej zarazy zginęły w koloniach drzewa kakaowe. W rezultacie koloniści porzucili kulturę kakao dla kultury kawy. I tak już w 1732 roku do Hawru przewieziono 7 tysięcy (3500 kg) liwrów kawy, a w 1736 – 448 tysięcy liwrów (224 tys. kg). W 1728 roku w Hawrze wyładowano jedynie 80 liwrów ziaren kawowych (40 kg). A kiedy odeszła epoka trójmasztowców wożących kawę przez Atlantyk, przez Hawr dalej przechodziło 4/5 całego francuskiego importu tych ziaren.

Za zgodą: www.milkajung.pl

Komentarze