BALTIC LOOP, WYCYRKLOWALI POD SZTOKHOLM, MIERZĄ DO TALLINA

0
611

 

 

Kokos: – Co się dzieje? – Nie ma wiatru – mówi Miki. – Nic mnie to nie obchodzi. Zostawiłem Cię z wiatrem i tak ma być. Napraw go! – odparł Kokos…

Minęła 3 doba – załoga Baltic Loop pożegnała Sztokholm i zmierza w kierunku Tallina, zostało im 20 mil.  Po kilku bezwietrznych godzinach, wiatr znowu nabrał sił. A oni tną Bałtyk z zapasem dobrego humoru na pokładzie.

 

Dzień 4 / 28.08.2012

Miki: Kolejna ciężka noc za nami. Doszliśmy do fizycznych granic wytrzymałości. W nocy nieźle wiało, więc pracy było dużo. Kokos poszedł wieczorem spać, a ja zostałem na decku. Sterowanie z łapy i jazda po falach pod wiatr. Około 01:00 w nocy, kiedy akurat jechaliśmy na samosterze, ten się sam wyłączył i „Sunrise” zrobił niekontrolowany zwrot. Musiałem się narobić, żeby wrócić na kurs, a jak było po wszystkim okazało się, że nie działa GPS. Zmieniłem baterie, ale nadal nie działał! Zaczęliśmy kombinować. Wyciągamy laptopa z GPS, a ten też nie działa. No w mordę! Nie ładuje się. Kokos, który się obudził i siedział na sterze ogłasza nagle, że ma jakieś światło przed sobą i to nie statek. Patrzę, że jak latarnia wygląda. Szybko mapa, ołówek i cyrkiel, wykresy, pozycje. To wyspa. Miniemy ją prawą burtą. Jestem wściekły i skonany, oczy mi się zamykają. Rzucam agregat do kokpitu i podłączam laptopa. Działa! Odpalam program do nawigacji i wszystko gra. Uff. Ulga. Ale program dokonał analizy i wyszło, że musimy koło wyspy zrobić zwrot. Mówię do Kokosa, że idę spać na poł godziny i żeby mnie obudził, bo trzeba zrobić zwrot, muszę się chwilkę zregenerować. Położyłem się w sztormiaku i kaloszach i obudziłem się… rano. Kompletnie odpadłem, a Kokos nie chciał mnie budzić.

05:52 – Kokos: Nie ma co mówić, wschód słońca na morzu jest najpiękniejszy! Dlatego od początku rejsu biorę poranne wachty. Mikołaj lubi noc, ja wolę ranki. Moje wachty zwyczajowo zaczynają się o 3-4 rano. Dziś jest inaczej, bo zacząłem o 01:30, a to dlatego ze Miki był strasznie zmęczony (w dzień powalczył za dużo). Za parę godzin Sztokholm. Przygotowuję listę prac do zrobienia. Ta ostatnia doba dala nam się we znaki, nie tylko fizycznie. W łódce też straszny kipisz po tej halsówce oraz kłopoty z nawigacją. Wracam do oglądania wschodu…

11:00 – Miki: Stoimy 20 mil przed Sztokholmem i obżeramy się. Kokos wstaje i pyta – Co się dzieje?. – Nie ma wiatru – mówię. – Miki. Nic mnie to nie obchodzi. Zostawiłem Cię z wiatrem i tak ma być jak wracam. Napraw go! 🙂

14:53 – Jaki bezwiatr… Odpoczywamy i żartujemy sobie non stop. Nawigujemy na laptopie, ale bateria szybko pada. Zaraz się wkurzymy i pójdziemy spać. Ma tu grzmieć!

15:43 – Jest odrobina wiatru. Spinaker w górę! 5 węzłów prędkości. Strasznie nas zatrzymało, ale za to było wesoło. Jest wsparcie jednego z naszych sponsorów, jeśli wiecie o czym mówimy 😉 Nawiguję na telefonie. Mamy nieźle godzin w plecy, ale nadal w bojowym regatowym nastroju. Niestety nie jesteśmy w stanie podać statystyk, bo tu wszystko pada. Wracamy powoli do ery cyrkla łupanego. Rozpędzamy się – 7 węzłów. Widzimy kamień Sztokholm! Jeszcze godzina. Wcześniej myśleliśmy, że będziemy tam o 6 rano. Ale cóż, takie jest żeglarstwo.

 

Dzień 5  / 29.08.2012

08:00 – Kokos: Nasz brak kontaktu nie oznacza w żadnym przypadku kłopotów, wręcz przeciwnie. Jest dobra pogoda i płyniemy szybko! Mamy 40 mil do czwartego Kamienia – Tallin.

11:33 – Zostało nam 20 mil do Kamienia Tallin. Bardzo mała fala, wieje 3, płyniemy pełnym bajdewindem, warunki idealne! Naprawiliśmy samoster, gra nam muzyczka, jak wróci sztorm zatańczymy pod pokładem break’a.

 

Pozdrawiamy Was!   

 

Komentarze